Severity: Notice
Message: Only variable references should be returned by reference
Filename: core/Common.php
Line Number: 239
Krzysztof Zanussi był tak zachwycony spotkaniem w Tarnowskich Górach, że zrobił zdjęcie licznie przybyłej publiczności. Zadowoleniu mocno krytykowanego za swój ostatni film znanego reżysera filmowego nie należy się dziwić, bowiem na prezentacji jego najnowszego dzieła Obce Ciało, która odbyła się 15 kwietnia 2015 roku w Kinie Olbrzym w Tarnogórskim Centrum Kultury, ponad 200-miejscowa sala wypełniona była po brzegi. Widzów przybyło jeszcze podczas spotkania zorganizowanego z filmowcem po projekcji przez Klub „Pochwała inteligencji na Górnym Śląsku”.
Rozmowa prowadzona przez Kamila Łysika siłą rzeczy dotyczyła pokazanego Obcego Ciała. Reżyser wyjaśniał, że jego intencją było przedstawienie w filmie, iż korporacja nie jest najlepsza oraz to, że nie istnieje wolność od przyzwoitości. Bronił się także przed zarzutami ukazywania czarno-białych postaci. „Znam ludzi niezwykle pięknych i niezwykle drańskich” – mówił Krzysztof Zanussi. Według filmowca bohaterka filmu nie jest zła, popełnia tylko złe czyny, a gorsza jest Lady Makbet, bohaterka dramatu Szekspira.
Nie obyło się na spotkaniu bez pytań o przyznanie Obcemu Ciału Wściekłych Węży, nagrody dla najgorszego filmu, oraz krytyce ostatniego dzieła Zanusiego. Reżyser ze spokojem oświadczył, że pod ostrzał wzięły go głównie feministki. „Feminizm przypomina cholesterol, jest dobry i zły” – żartował. Za dobry feminizm uznał ten walczący o równouprawnienie kobiet, za niedobry − ten próbujący zatrzeć różnicę między kobietą a mężczyzną. Filmowiec odniósł się także do postmodernizmu likwidującego różnicę między dobrem i złem. „Popatrzmy na to od strony etycznej, ja mówię i psuję komuś zabawę” – dodał filmowiec. Zaznaczył przy tym, iż krytykowany był w Polsce zarówno przez lewicę, jak i prawicę. Natomiast we Włoszech lewica w dzienniku „La Republica” chwaliła jego film i cieszyła się z istnienia nad Wisłą krytyki kapitalizmu.
Po czym Krzysztof Zanussi nie oszczędził połajanek korporacyjnemu systemowi eksploatującemu ludzi, którzy osiągają pewien pułap i są wyrzucani na bruk, a w ich miejsce zatrudnia się za pół ceny młodych. Chociaż przyznał, że prowadzi z językoznawcą Bralczykiem w korporacjach zajęcia z konwersacji, tzw. small talk. Sporo filmowiec mówił pod koniec spotkania o swoich wcześniejszych filmach, m.in. Cwale, w którym rozliczał się ze stalinizmem i kłamstwem politycznym. Nie zapomniał wspomnieć także o współpracujących z nim aktorkach Mai Komorowskiej i Agacie Buzek oraz aktorze Piotrze Adamczyku.
autor: Ryszard Bednarczyk
Od czasu, kiedy zobaczyłam Zbliżenia Magdy Piekorz, zastanawiam się, jaką szansę na wyprostowanie życiowych ścieżek ma główna bohaterka, Marta. Czy nie ma dla niej nadziei? Albo inaczej: skoro już wszystko, co najgorsze się dokonało, jaką można sobie dać szansę, by nie spędzić życia z poczuciem winy i nie przenosić wszystkich jej konsekwencji na ludzi, z którymi chcemy być blisko?
Wydawałoby się, że sytuacja przypomina tę z greckiej tragedii, gdzie nie ma dobrego wyboru, bo każdy niesie ze sobą ból i zło, mimo że bohaterowie są szlachetni. W filmie Zbliżenia (scenariusz: Magda Piekorz i Wojciech Kuczok) jest jednak inaczej, bo to nie Los, nie fatum kieruje bohaterkami, ale one same. Trzeba tylko zrozumieć sytuację, pojąć mechanizmy zachowań, zobaczyć, na czym polega manipulacja, wreszcie rozbudzić w sobie empatię, wysilić wyobraźnię, bo kiedy ta będzie spać, to „obudzą się upiory”.
Magda Piekorz pokazuje relacje pomiędzy matką (Ewa Wiśniewska) i córką Martą (Joanna Orleańska), bardzo bliskimi sobie i kochającymi się kobietami. Kochającymi „za bardzo”, czyli toksycznie. Marta jest 37-letnią rzeźbiarką, która nie przecięła przysłowiowej pępowiny i nie uwolniła się tym samym od matki. Chciałaby rozpocząć samodzielne życie i jest na to szansa, bo wychodzi za mąż za mężczyznę rozsądnego, kochającego i wrażliwego, ale uwikłania w przeszłe zależności powodują w niej miotanie się pomiędzy własnymi pragnieniami a odpowiedzialnością za matkę, posuniętą do granic nie do przyjęcia. Córka nie jest w stanie sprostać oczekiwaniom matki, także męża. Dla niej samej pomiędzy tym „albo-albo” jest coraz mniej miejsca. Nieustający lęk i poczucie winy powodują, że wymazuje ze swej świadomości prawdziwe myśli i uczucia, boi się być tym, kim jest naprawdę. Marta jest córką współuzależnioną od wymagającej matki, która zawsze wiedziała lepiej, jak powinno wyglądać życie córki.
Matka nie jest złą osobą, bo w swoim mniemaniu kocha córkę ponad wszystko i całe swoje życie podporządkowuje temu, aby córce było najlepiej. Jakby obawiała się niekontrolowanego rozwoju wydarzeń i utraty kontroli nad życiem córki. Kiedy czuje, że córka jej się wymyka, usiłuje manipulować nie tylko nią, ale i jej mężem, demonstrując swoją bezradność, uciekając w chorobę czy nawet szantaż. Poświęciła swoje życie córce, na nią przelała całą miłość, kiedy mąż ją porzucił, odchodząc do innej kobiety i zakładając drugą rodzinę. Skrzywdzona i porzucona podświadomie krzywdzi siebie i córkę, traktując ją jak inwestycję, która się kiedyś zwróci. Matka nie ma swojego świata, ponieważ żyje nieustannie światem córki. Czym się zajmuje? Czym zajmowała się w przeszłości, czy miała jakieś pasje, zainteresowania choćby, które dawałyby jej przyjemności, na które składa się codzienność?
Obie kobiety cierpią. Trudno ocenić, która bardziej i jakby nie o to chodzi, bo każda w swoim mniemaniu jest pokrzywdzona. „Uwolnij nas od siebie” − zwraca się matka do zięcia (Łukasz Simlat). A więc ma świadomość pułapki, w jakiej obie się znajdują.
Zabrakło pomiędzy nimi rozmowy. Dlaczego? Czyżby cierpienie trzymało matkę i córkę poza możliwością porozumienia? Czyżby własne żale przesłaniały to, co dzieje się naprawdę? Czyżby drzazg było zbyt wiele? Matka nie może się pogodzić, że córka ma swoje życie, w które nie chce wtajemniczać matki, córka z kolei nie zauważa, kiedy matka zaczyna grać rolę pozornie zadowolonej, a w rzeczywistości pogrążonej w depresji, w dzikim lęku przed utratą.
Równie dobrze zamiast matki i córki można by podstawić mężczyznę-kobietę, czy jakiekolwiek inne powiązania. Jeśli miłość przesłania nam świat, nie jest to dobre dla miłości, ponieważ nic nie można w niej znaleźć poza zatraceniem i chorobą. Człowiek staje się wobec takiej miłości bezbronny, tym samym skazuje się na klęskę.
Jesteśmy ciągle niewolnikami tego, czego sobie nie uświadamiamy. Być może „życie jest bankietem − jak mówi Anthony de Mello − a tragedią tego świata jest to, że większość umiera na nim z głodu”. Chyba musi istnieć jakiś lepszy sposób na życie niż uzależnianie się od innych. Ufamy przede wszystkim swoim sądom na temat ukochanej osoby. I tak trudno nam się przyznać, że ten sąd był nieprawdziwy, wydumany, wyobrażony na podobieństwo własne. Wolimy powiedzieć: Jak mogłeś mi sprawić taki zawód?
Poświęcenie jest ślepe, przywiązanie jest ślepe, pożądanie jest ślepe, ale prawdziwa miłość taka być nie powinna. Teoretycznie o tym wiemy, potrafimy nawet udzielić dobrych rad, których nijak nie udaje nam się zastosować w praktyce. „Bankructwo człowieka nigdzie nie jest tak gruntowne jak w miłości”, napisał Adolf Rudnicki w Niekochanej, gdzie kochankowie też stają się dla siebie pułapką. A pułapka to nie jest sposób na życie.
Bardzo mnie poruszył ten film. „Martusiu, odbierz, tu mama” − to telefoniczne nagranie śni mi się po nocach. Skąd je znam? Jestem córką nieżyjącej już matki. I wiem, jak można żałować, że się milczało. I wiem, jaką obecnością może stać się nieobecność. Jestem też matką córek i wiem, jak bardzo trzeba się pilnować, by nie rządzić, nie udzielać niepotrzebnych reprymend, nie narzucać się, nie zaglądać, gdzie nie trzeba. I jak trzeba dbać, by rozmowa się toczyła od słowa do słowa i pomiędzy.
Zrobiłaś świetny film, Madziu. Aktorzy grali rewelacyjnie. Poruszyłaś ważną sprawę. Chwyciłaś za gardło i za serce. Temat „matki” w literaturze, filmie, jest trudniejszy od tematu „ojca”. Matka jest w naszej tradycji ciągle Matką Polką, poświęcającą się dla rodziny, dzieci, ojczyzny. IV przykazanie stoi murem za rodzicem. Tym razem za matką próbującą zagłaskać miłością.
Myślę, że nie będzie nikogo, kto by się w Twoim filmie nie odnalazł. Bo współuzależnienie ma niejedno oblicze. Współuzależnieni to ludzie zazwyczaj wrażliwi, życzliwi, chcą pomagać innym „za bardzo” i odchodzą ze świata z poczuciem winy, że zrobili za mało. Klucz do rozwiązania problemu tkwi w nas samych. Trzeba przestać kontrolować życie innych i zacząć troszczyć się o siebie.
Przy okazji polecam książki Melody Beattie i Wikora Osiatyńskiego. Otwierają oczy. I każą pracować nad sobą, by szukać szczęścia w sobie, a nie gdzie indziej, myśląc, że prawdziwe życie jest zawsze tam, gdzie nas nie ma.
autor: Marta Fox